środa, 12 listopada 2014

Najpierw sąd

Niektórzy mnie cisną, poganiają. Już miałem pisać, kiedy się dowiedziałem, że pewien radny ciągnie mnie przed sąd w trybie wyborczym, więc jutro rano jadę na rozprawę, a dziś się do niej przygotowuję. Ale nie będę zwlekał, wrzucę relację z Nicei jak najszybciej, będzie obszerna. Cierpliwości, sąd ma pierwszeństwo ;)

OK, podsądny już gotowy. A więc - Nicea.
Panorama Nicei z cytadeli, tuż
po zachodzie słońca
Ciekawe miasto, w którym nie ma specjalnie nic ciekawego. A ciągnie. Bo też to "nic ciekawego" w ładną pogodę nabiera nieprawdopodobnych walorów, chce się tam być. Siedmiokilometrowa Promenade des Anglais - nadmorski bulwar wzdłuż zatoki nicejskiej to wymarzone miejsce do spacerów, joggingu, jazdy rowerem, opalania się, szpanowania i co tam jeszcze da się robić. Piękne hotele, w większości tak drogie, że na colę nas tam stać nie było. Ale są też świetne knajpki, gdzie można wypić kawę za 1,5 euro, a więc taniej, niż w Goleniowie. 
Stare miasto ma swoją atmosferę. Mamy tam swoją ulubionę knajpkę, l'Abbaye, przy uliczce, na której kręcono sceny pościgu do filmu "Ronin", ze świetnym jedzeniem, przesympatyczną obsługą (pamiętali nas sprzed roku) oraz cenami
Nasza knajpka,
wyjątkowo bez Jeana Reno
zdecydowanie umiarkowanymi. Stare miasto jest typowe: pełno sklepów, knajpek, wszystko pod turystów (uwaga: rano ceny bywają o 40 procent niższe niż wieczorem, gdy cepry ruszają opróżniać portfele). Nad starym miastem wzgórze z ruinami zamku i cytadeli, dziś zamienione w piękny ogród. Cudowny widok na zatokę, stare miasto - stąd są pstrykane wszystkie najpiękniejsze panoramy Nicei. Po drugiej stronie wzgórza stary port, dziś jachtowa przystań i dla superwypasionych jachciorów, i dla małych łódek zwykłych ludzi. I to w zasadzie wszystko, co jest interesujące w samej Nicei. Plus trochę muzeów, trochę ogrodów, dużo palm.

Co więc jest w tym mieście tak przyciągającego? Trudno powiedzieć. Ma duszę. Chce się tam być, a bycie tam to przyjemność o każdej porze doby. Fajnie jest na rynku kwiatowym i warzywnym przed południem, cudownie jest posiedzieć w knajpce przy mulach i winie wieczorem, cudownie jest się przechadzać bulwarem w nocy, obserwując samoloty startujące z lotniska na drugim końcu zatoki. I dochodzą do tego przeciekawe okolice Nicei, o czym będzie osobno, może jutro.
A maraton? Świetnie przygotowana impreza, którą nieco zepsuła marna pogoda. Biegło się nieźle, ale nie było tych widoków, na które tak bardzo liczyłem. 
Koszulka oczywiście
w kolorze lazurowym
Biuro zawodów i start mieściły się na Promenade des Anglais, tuż przy cytadeli. Pakiet odebrany w sobotę: numer startowy, ładna, błękitna koszulka, bardzo precyzyjny informator o wszystkim, co dotyczyło maratonu. 
Start w niedzielę o 8 rano. Założyłem sobie, że nie będzie żadnej walki o wynik, miało to być turystyczne przebiegnięcie pięknej, nadmorskiej trasy. Prawy achilles dokuczliwym bólem potwierdzał, że żadnej walki o wynik nie będzie, a jeśli walka - to o przetrwanie. Pierwsze 5 km bez żadnego problemu, drugie też. Po 10 km krótki przystanek na banany i pomarańcze, popite wodą. Na 20 km pojawił się świetny izotonik, który błyskawicznie podreperował siły, serwowano go jeszcze na 30 km, a 5 km dalej - Powerade. Na każdym wodopoju była woda i cola, w drugiej połowie do jadłospisu weszła czekolada i cukier. Generalnie, zaopatrzenie świetne, pozwalające podreperować siły i utrzymać właściwą kondycję. Efekt był taki, że do mety dotarłem praktycznie niezmęczony, a jedyną dolegliwością był ból prawej pięty, przytarte pachwiny i paznokieć na lewej stopie, który trzeba spisać na straty.
Trasa - zarypista. 95% to bieg drogą wzdłuż brzegu morza. Ale uwaga: o ile Nicea jest nizinna, to od Antibes zaczyna się przedgórze, a na 29 km zaczynają się prawdziwe góry,
Meta, medal, gifty etc.
które wykańczały biegaczy do tego stopnia, że prawie wszyscy szli zamiast biec. Dopiero przed Cannes trasa znów jest płaska i bezpieczna. Generalnie, świetna trasa do walki o życiówki, zdecydowanie godna polecenia. A na mecie piękny medal (uczestnicy sobotniego sympozjum oczywiście go zobaczą :)  ), ładne plecaki i kupa żarcia do wzięcia: jabłka, gruszki, winogrona, pomarańcze, picie do woli i ile kto udźwignie.
Zakładałem, że problemem będzie powrót z Cannes do Nicei. Nic podobnego. Na dworcu podstawiono specjalny pociąg, tylko dla biegaczy i ich kibiców, który elegancko odwiózł nas do Nicei za przytomną cenę 7 euro od łebka. 

Trafiła nam się świetna baza. Hostel "Villa Saint Exupery" jest o sto metrów od Place Massena, trzysta metrów od plaży, czterysta metrów od starego miasta. Trudno o lepszą lokalizację. Koszt - 19 euro od osoby, w tym śniadanie. Oczywiście wygodne łóżka, pościel, ręczniki, WiFi, do tego pracująca tam szczecinianka, Kasia, która nas przyjmowała. "VSE" w weekend pełna była maratończyków, doceniających uroki taniego hostelu i dobrej lokalizacji. Generalnie, miejsce godne polecenia każdemu, kto nie ma ambicji mieszkania w Negresco, a nie lubi dreptać kilometrami na plażę czy na kolację. 
Kwestią było jedynie, jak mule mają być przyrządzone. Moje
ukochane jedzenie na Cote d'Azur

Place Massena, z figurami, które co parę chwil zmieniają barwę

Morze naprawdę ma taki kolor.
Początek Promenade des Anglais

Panie idą w stronę portu

Nadal idą...

Pięknie!

Panie i port pełen wypasionych jachciorów

Panorama portu

Gdzie pieprz rośnie? Na przykład w Monaco, koło kasyna

Port w Monaco

Drugi port jachtowy, widziany spod zamku książęcego

Pizzę w Monaco, tuż przy zamku, można zjeść za 10 euro,
a kawę wypić za 2.

Grób Grace Kelly w monakijskiej katedrze

Notariusze i komornicy na całym świecie są palantami.
Musi błyszczeć, musi być bogato...

I znów zachód słońca nad Niceą

O dwie minuty później

Nicejskie lotnisko leży na sztucznym usypisku, widocznym przed pasmem wzgórz

Ania


Brakuje tylko jelenia na rykowisku....

:-)) Mule :-))

Czerwone wino, butelkowane specjalnie dla knajpki o tej nazwie


Rzeźba na promenadzie: 9 stalowych, zardzewiałych
belek, wkopanych pionowo. Coś podobno symbolizuje

To samo żelastwo widziane od dołu

Place Massena




A to wycieczka do leżącej na wysokim wzgórzu średniowiecznej wioski
Eze Village. BAJKA!!!!

Wysokie mury obronne...

Ciasne uliczki....

Czerwieniejąca w listopadzie winorośl


A na szczycie wzgórza, w ruinach zamku - ogród egzotyczny

Widok w kierunku Nicei









Strefa błogiego nieróbstwa - jak tu nie skorzystać?

Cóż tu pisać?





Kawiarenka z dosłownie 1 (jednym) stolikiem. Kawa po niecałe 2 euro
A kiedy ktoś chce do toalety, dostaje pół euro i wskazówkę, jak
dojść do publicznej, płatnej :)




Targowa uliczka w Nicei

Duży plac z fontannami, tuż koło Place Massena

Selfik na starcie


Meta

W poniedziałek lało. Krótko, ale konkretnie!


Kolejna wycieczka na wzgórze nad Niceą



I port....

...z normalnymi łódkami.

W hostelu została po nas pamiątka

Niesamowicie morze wyglądał nocą, zalane światłami z bulwaru

Ostatni obiad

Ciekawostka: solona słonina po prawie 60 euro za kilo.
Kogoś jeszcze śmieszy, że na wschodzie kochają słoninę?

Bezdomny, którego minęliśmy poprzedniego wieczoru.
Leżał sobie i... czytał książkę. Piękne.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".