piątek, 28 września 2012

Apres le vendange!

W końcu z powrotem. Po wielu przygodach, w tym jednej (poważna awaria samochodu na trasie), która skończy się dużymi kosztami. W sumie jednak bardzo udany wyjazd, bo to pierwszy pobyt w Szampanii, gdy wszystko przebiegło zgodnie z planem i bez niespodzianek. Polska ekipa (14 osób) sprawiła się tak dobrze, że wszyscy zostali poproszeni o powrót za rok, a wczoraj rano przed wyjazdem żegnali nas wszyscy Francuzi, w tym szef z żoną i kucharz (ważna postać!).

 
10 km

Delikatnie, nie za dużo na początek. Szosą do parku przemysłowego, trzykilometrową ulicą tamże, powrót tą samą drogą. Dwa tygodnie przerwy odczuwalne, mięśnie wyraźnie odpoczęły od codziennego wysiłku. Po paru kilometrach wszystko się jednak dotarło, bieg skończyłem omalże wypoczęty, prawie nie spocony. Jutro może przebiegnę się po lesie. 

Jak przypuszczałem, praca w winnicy była świetnym treningiem wysiłkowym. Podchodzenie pod górkę z ważącym dobrze ponad sto kilo wózkiem albo dwoma wiadrami pełnymi owoców posłużyło i nogom, i górze ciała. Z drugiej strony, wyraźnie czułem wpływ codziennego biegania na moją kondycję jako pracownika fizycznego. Przez pierwsze trzy lata (szczególnie w pierwszym roku) to była mordęga, czasami katownia. W tym roku - pełen luz. Pracę kończyłem prawie nie czując zmęczenia, byłbym zdolny pracować kolejne godziny. Zauważyła to Sandra - żona patrona (właściciela). '-Cesar, w tym roku wyglądasz, jakbyś w ogóle nie pracował!' - skomentowała.
Najbardziej mnie cieszy, że wszyscy, których zabrałem do Congy, sprawili się jak należy. Wzorowa dyscyplina pracy, uczciwa praca, żadnego kombinowania i opieprzania się. Byli tacy, których byłem pewien już wyjeżdżając z Polski, parę osób było jednak zagadką. Młodzi, którzy na serio pracowali po raz pierwszy w życiu, mogli po prostu nie wytrzymać dwóch tygodni potężnego wysiłku fizycznego. Wytrzymali. Nie było żadnych konfliktów, incydentów, spięć. Dlatego nie dziwię się, że po raz pierwszy Olivier (patron) postawił szampana już w trakcie winobrania, a nie tylko na koniec. Nie dziwię się, że byliśmy żegnani wylewnie, a zaproszenie na przyszły rok było wyraźne i powtórzone. 
Najlepiej wszystko podsumowała Sandra: '-Zdaje się, że pora zacząć się uczyć polskiego!'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".