czwartek, 24 października 2013

Bieganie jak złoto

12 km

Kolejny dzień zadziwiająco dobrej kondycji. Zdecydowałem się na bieg ulicami miasta, żeby nie nudzić się na stadionie. Najpierw więc przez "złodziejowo" i nowy most do Helenowa, stamtąd powrót scieżką rowerową, na której spotkałem Mirka L., poznałem go już z daleka po kosmicznych słuchawkach. Potem powrót do miasta, ulica Szkolna, Jagiełły, przebiegłem przez ładnie oświetlone Planty, do Szczecińskiej, a dalej już trasą Mili, czyli Matejki, Lipowa, Szczecińska i Norwida, a na koniec jeszcze trzy kółka po bieżni. 
Do stadionu dobiegłem już w głęboką noc, ale już z daleka poraziła mnie jasność. Okazuje się, że dwie nowe, zarypiaście jasne lampy oświetlają od zmierzchu do rana bramę stadionu. Tak proszę państwa: bramę stadionu, przez całą noc. I proszę bez głupiego pytania: po co? Dwie lampy będą rzucać światłość na ścianę, w którą wkrótce zostaną wmurowane kapsle, jakie do niedawna tkwiły w bruku na Plantach, upamiętniające różne osobistości powiązane z Milą: organizatorów, gości i innych. Mówi się, że na czołowym (najwyższym) miejscu wmurowane zostanie popiersie Ojca Dyrektora. Złośliwi mówią też, że kapsle z nazwiskami Ozimka i Walkowiaka Ojciec Dyrektor każe wmurować tuż nad ziemią, na poziomie psiego szczania. Takie przypuszczenie wyraził L. Ozimek, onegdaj organizator Mili, znany wielbiciel Ojca Dyrektora.
Jest też inna teza: dwie jarzeniówy mają rzucać jasne światło na ego Ojca Dyrektora, które z trudem mieści się na stadionie. Ową plotkę dementują kręgi związane z "osirem". "Osir" twierdzi, że ego Ojca Dyrektora nie potrzebuje doświetlania, ono lśni własną, naturalną jasnością...

Ojciec Dyrektor pokazał na swojej stronie fanty, jakie będzie rozdawał ludowi biegającemu 11 listopana. Czapeczka polarowa - przyda się, choć kolory pedalskie. Koszulka biegowa w wersji damskiej i męskiej (plus), ale w koszmarnej wersji graficznej. Wzór na koszulkę wymyślił jakiś cep nie mający pojęcia o projektowaniu wzorów graficznych. Najgorzej wyszło drewniane hasło "Lubię biegać w Goleniowie" (już nie chce mi się dochodzić, kto to wysrał...), wypisane tandetną czcionką, którą jakiś pogięty projektant jeszcze bardziej pochylił (użyta czcionka jest kursywą z natury). W rezultacie koszulka nie nadaje się do założenia, chyba że pod kufajkę.
Najlepszy element pakietu startowego będą stanowić krówki Milówki. O ile się nie okaże, że będzie po jednej na osobę (przypominam sławne czekoladki wielkości małego znaczka pocztowego, też były po jednej na łebka).
Ojciec Dyrektor nie pofatygował się, żeby choć słowem wspomnieć, że gifty są już do obejrzenia. To niech się cmoknie, nie mam zamiaru robić mu żadnej promocji. 

Smutny wieczór. Żoneczka porozlewała naleweczki, a butelki gdzieś pochowała. Po wczorajszym radosnym próbowaniu zostało tylko piękne wspomnienie....

2 komentarze:

  1. Panie, Pan to umiesz pisać :-) :-) :-)
    Pozdrawiam
    Aneta Gapińska

    OdpowiedzUsuń
  2. Pan Czarek ma odwagę, potrafi delektować się Ojcem Dyrektorem i zachować fason. Dosłownie jak nalewką
    " in statu nadscendi", tylko ,że Ojciec nie dojrzewał na południowym zboczu i nie jest lepszy z upływem lat. Trunek na poziomie sikacza.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".