wtorek, 8 października 2013

Z powrotem

1189 km + 4 km

Po czternastu godzinach za kierownicą, przejechaniu prawie 1,2 tys. km - w domu, o piątej nad ranem. Na razie wracam do sił.

Pół dnia przespałem, bo nie da się normalnie funkcjonować po połowie doby za kierownicą i przejechaniu połowy Europy. Około szóstej pobudka, wskok w strój biegowy i jazda na stadion, by ponownie zasługiwać na miano biegacza. 
Winogrona Pinot Noir, z których powstanie szampan typu 'Blanc de Noirs'
Dziś tylko 4 km: spokojne rozruszanie po dwóch tygodniach bez biegowych butów na nogach. Pewien problem z szybkością, zero problemów z siłą i zasobem energii. To skutek pobytu przez prawie dwa tygodnie w szampańskich winnicach. Jest więc efekt codziennego chodzenia pod górkę, trzymając na wyciągniętych rękach dwa wiadra, ważące co najmniej po 10 kg. Mam mięśnie rąk i barków twarde jak z kamienia. Mięśnie nóg i ich sprawność - wzorowe. Na podstawie pomiarów w Google Earth szacuję, że dziennie było z 10 km podchodzenia w górę (zawsze z obciążeniem dwoma wiadrami pełnymi winogron). 
Rezultat jest następujący: schudłem ok. 5 kg, moc wzorowa, samopoczucie doskonałe. Niezła baza do maratonu w Poznaniu, który wymaga sporo siły. 
Ogólny widok na winnice w Congy

Jutro postaram się napisać parę słów nt. samego pobytu w Congy, w winiarni, która produkuje jeden z 50 najlepszych szampanów (producentów jest około tysiąca). Najtańsza butelka kosztuje 45 euro. Miło mi, że od kilku lat spora grupa Polaków ma - dzięki jakości swojej pracy - znaczący wpływ na jakość szampana "Ulysse Collin". I cenię sobie, że patron, czyli właściciel winnic i producent tego niezwykłego wina nie ukrywa, że bardzo wysoko ocenia ekipę Polaków, którą co roku mu przywożę. Za rok chce mieć tych samych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".