poniedziałek, 14 października 2013

Poznań - 3:58:44

Chwila po biegu
42,2 km

Poznań załatwiony, na ten rok więcej maratonów nie planuję. Czas niezły, 3:58:44. Drugi raz udało mi się zejść poniżej czterech godzin, o prawie 20 minut poprawiłem zeszłoroczny wynik na trasie Maratonu Poznań. 
Lekko było przez pierwsze 15 km. Pełen relaks, pełna kontrola nad organizmem, który podpowiadał, że można by przyspieszyć. Podszeptów nie posłuchałem, kolejne 10 km przebiegłem wciąż jeszcze się hamując. Że to jest maraton, poczułem gdzieś około 28 kilometra, kiedy wybiega się z lasu na najdłuższą prostą, ulicę Warszawską. Trochę pod górę, ale przede wszystkim wkurza ta niekończąca się prosta. Niemniej, do ronda Śródka (32 km) dotarłem w bardzo dobrej kondycji. I właśnie kondycja i zapas sił bardzo się przydały na ostatniej dziesiątce, która zaczyna się przy rondzie podbiegiem, a potem pod górkę biegnie się jeszcze 6-7 km, potem trochę przerwy i finał również pod górę. 
Rodzinka miała podać
jedzenie i picie: zapomnieli.
Wyraz twarzy wymowny ;)
Ostatnia dycha dla większości uczestników (przynajmniej z grupy, która biegła wraz ze mną) to była rzeźnia. Im dalej od ronda Śródka, tym więcej ludzi przestawało biec i zwyczajnie szło. W Alejach Solidarności szła więcej niż połowa peletonu. Widać to zresztą po czasach: wyniki ostatniej dziesiątki km u wielu biegaczy są katastrofalnie gorsze od pomiarów z wcześniejszych odcinków.  
Kondycyjnie wyszło wspaniale. Do końca miałem rezerwę sił, byłbym w stanie biec szybciej. Bałem się pocisnąć, bo mięśnie ud dawały sygnały, że lada moment mogą zacząć się skurcze. Dokuczał mi też spory pęcherz na podbiciu prawej stopy. Uznałem, że zupełnie zadowalający będzie rezultat poniżej 4 h i ten plan został spokojnie zrealizowany. Miłe, że nawet przez moment nie przestałem biec, nie było u mnie ani jednego odcinka marszowego. 
Kondycję podtrzymywał Powerade, którego jak zwykle obaliłem parę flaszek, no i batony
Bohatersko, bez peleryny
podawane na trasie przez kibicującą rodzinkę. Parę kawałków banana dopełniło maratońską dietę, w rezultacie kompletnie nie wystąpiła u mnie utrata sił, a tym bardziej "ściana", którą od Śródki pchało przed sobą wielu.

Kapitalny był moment po biegu. Skorzystałem z zaproszenia Piotrka i poszedłem do jego pokoju w hotelu Sheraton (!), gdzie się wykąpałem, a po kąpieli wskoczyłem do wolnego łóżka i przez godzinę się wygrzewałem. Świetnie to wpłynęło na kondycję mięśni, spokojnie mogłem chodzić, a dziś zostało tylko lekkie osłabienie i niezbyt dokuczliwy ból mięśni ud.

Wieczorem posiedzenie z ekipą poznańskich kuzynów. Dobry obiad, który zjadłem ze spokojnym sumieniem (zasłużony!), a potem prawdziwy szampan z Congy na cześć sukcesu Michała, który trzy tygodnie temu w Kliniskach zaliczył swój pierwszy maraton i został wpisany w poczet pełnoprawnych członków ProGDar Marathon Team. A pomyśleć, że jeszcze pół roku temu chłopak w ogóle nie biegał. Zaczął wiosną od jakiejś 'piątki' na uczelni, potem była 'dycha' Piotra i Pawła, a w Kliniskach miał być półmaraton. Jak się okazało, Michał przed biegiem wpadł w ręce Piotra, ten go przekabacił i znienacka razem przebiegli
maraton. Zaskoczenie było ogromne, szczególnie w moim przypadku: o maratonie dowiedziałem się już we Francji, kiedy nic nie mogłem zrobić, choćbym nawet bardzo chciał. Prawdę mówiąc, może i lepiej, że mnie nie było w Kliniskach, bo nie wiem, czy bym nie zaprotestował przeciw pomysłowi, który - jak sporo piotrowych wynalazków - był kompletnie od czapy. Ale mnie nie było, być może dzięki temu Michał został maratończykiem ;) 

Ciekawostka z kręgu Ojca Dyrektora i jego OSiR-u: Piotrkowi Walkowiakowi, który przez ładne parę lat był głównym organizatorem Goleniowskiej Mili Niepodległości, odmówiono wydania darmowego pakietu startowego. Żeby pobiec w jubileuszowej GMN, musiał zapłacić 40 zł.

Piotrek przed biegiem przyjął błogosławieństwo. Pomogło: przeżył
Mirek, Tomek i ja z Piotrem: to nie cała ekipa z Goleniowa
Widok z piotrowego pokoju w Sheratonie
Michał tym razem na start się nie rwał, pasował mu Sheraton ;)

1 komentarz:

  1. Najlepszy Zawodnik Świata jest tak dobry, że na ostatniej prostej ma jeszcze siłę tańczyć. ;)
    Młody

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".