wtorek, 3 marca 2015

Sezon się zaczyna

15 km

Jeszcze jakieś resztki flegmy zalegają w oskrzelach, ale to już nic nie znaczy. Zdrowy. 

Na uczczenie ostatecznego ozdrowienia wyprawa na dłuższą trasę biegową, z dalekim łukiem za Górą Lotnika. Ja pierniczę, jak przyjemnie. Siły są, sprawność jest, nawet ten pierdzielony achilles się przymknął i dupy nie zawracał. W ciszy i spokoju można było przemyśleć parę spraw, to i owo uknuć, ten i ów problem rozwiązać, zaplanować taktykę na to i owo. Bardzo pożytecznie spędzony czas, do domu wróciłem ze sporą garścią pomysłów na najbliższe dni.
Las jeszcze śpi snem zimowym, choć coraz częściej słychać ptaki, a żurawie nad Iną drą się nieprawdopodobnie. Przyjrzałem się pąkom: nabrzmiałe, lada moment pękną, widać że przyroda zaczyna się już budzić. Normalnie, chce się żyć. Ale dziwi mnie, że zima minęła tak szybko i tak bezboleśnie. Nie było jej, ale to przecież żadna strata.

No więc za parę dni zaczynamy sezon. Kołobrzeg, Jastrowie, zaraz potem święta, tuż po świętach wyjazd do Paryża, tydzień wałęsania się po najpiękniejszym mieście świata, na koniec maraton boską trasą. Start na Polach Elizejskich tuż przy Łuku Triumfalnym, potem koło Luwru, przez Plac Bastylii do Lasku Vincennes, tam nawrót w kierunku Cite, bulwarami nad Sekwaną (najbardziej mordercza część maratonu, same zbiegi i podbiegi) koło Tour Eiffel w stronę Bois de Boulogne, tam nawrót i meta na Avenue Foch, kilkaset metrów od Łuku Triumfalnego. Już się nie mogę doczekać. 
Scenariusz kolejnej, nie wiem już której wizyty w Paryżu, się powtórzy. Zawsze, absolutnie zawsze na początek są odwiedziny Square du Vert Galant, mojego magicznego miejsca w Paryżu. Siedząc w liceum na nudnej lekcji francuskiego patrzyłem na trzy plansze ze zdjęciami, z tego dwa były tajemnicze. Jedno przedstawiało widok jakiegoś miasta z lotu ptaka, drugie to była panorama jakiegoś cypelka. Przeanalizowałem oba zdjęcia, to był Paryż, pierwszy z lotu ptaka, drugi z poziomu Sekwany, zdjęcie wykonane dokładnie ze Square du Vert Galant. Postanowiłem sobie wtedy (rok 1977!), że kiedyś tam pojadę. I kiedy 20 lat później taka szansa się pojawiła, pierwsze kroki skierowałem na swój magiczny cypel. I tak robię za każdym razem, kiedy jestem w Paryżu. Nie ma wizyty w Paris bez odwiedzenia miejsca, o którym marzyłem w czasach, kiedy było to marzeniem nierealnym. Przyjemność tym większa, że jest to miejsce absolutnie piękne i rzeczywiście magiczne. Dlatego z Moniką i Leszkiem na pewno najpierw pojedziemy metrem na stację Cite. :)

1 komentarz:

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".