środa, 25 marca 2015

Jeszcze siłownia

Siłownia

Spóźniłem się nieco, nie zdążyłem na bieg przez las, po ścieżce do GPP biegać mi się nie chciało, więc po prostu bieganie po prostu odpuściłem. Za parę dni wymówka się skończy, od niedzieli czas letni, słońce zachodzić będzie o godzinę później. 
Dziś jednak wymówka była. Ponieważ jednak na kolację zaplanowany był karp, rybka tłustawa, trzeba było odpokutować nieco zawczasu, za grzechy jeszcze niepopełnione. Zbawieniem była ojcowska siłownia, 40 minut naginania dobrze zrobiło. Co ciekawe, przeszedł tam i ćmiący od paru dni ból prawej pięty. Wrócił, kiedy wróciłem do domu i nieróbstwa. 

W ciągu dnia rewelacyjne wieści nt. Grandpriksa wymyślonego 10 lat temu przez prezesa klubu "B". Doniesiono mi, że czasy podane w oficjalnym komunikacie są odjechane jak po wciągnięciu przez autora pięciu kresek białego proszku. Sprawdziłem - faktycznie, ktoś musiał przedawkować zioło. Spieprzono wszystko, co tylko było do spieprzenia. Czasy na pewno błędnie pomierzone, szybkości podane chyba dla biegu z balkonikami, trasa pomierzona chyba w sążniach. Krótko mówiąc, pokaz niebywałego profesjonalizmu w wersji "osir" łamane przez "barnim". Do wyboru: śmiać się lub płakać. Jest też kompromis - płakać ze śmiechu. Polecam ostatnie.
Jako człowiek empatyczny i rozumiejący bliźnich potykających się o własne nogi, nie poszedłem pytać: a czemu to tak było, panowie? Trza mieć serce do ludzi... :)

Dowiedziałem się dziś, że dla niektórych czytelników niniejszego bloga bywa on inspiracją gastronomiczną. Mam nadzieję, że mule w Lubczynie smakowały :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".