piątek, 22 sierpnia 2014

I rowerek, i bieg

45 km rower+ 5 km bieg, wczoraj 25 km rower

I niech mi kto mówi, że nie opłaca się uprawiać sportu, nawet rekreacyjnie. Po drodze na stadion znalazłem na chodniku stówę. Podzieliłem się z młodym, nie było sensu dawać ogłoszenia: "znalazłem stówkę, oddam temu, kto zgubił". Lud by mi się nie pomieścił na klatce schodowej, a jakby zsumować, to poszkodowani zgubiliby pewnie kwotę porównywaną z budżetem gminy. 

Coraz bardziej mi się podoba jazda rowerem. Wkurza mnie tylko, że nie można skomponować trasy, która nie groziłaby skatowaniem dupy na wertepach takich na przykład, jak między Kliniskami a rozjazdem na Strumiany. Wszystko w porządku, ale ten odcinek autentycznie grozi urwaniem dupska na drodze-rzęchu gorszym, niż w Rumunii. No, może przesadzam, tamtejsze drogi to kosmos do trzeciej potęgi, ale Kliniska-Strumiany to jeśli nie Rumunia, to Węgry.
45 kilometrów minęło mi miło i bez wysiłku. Pokręciłem się po okolicy, objechałem dziury różne dookoła Goleniowa, po to tylko, by stwierdzić, że od wczoraj nic tam się nie zmieniło. A, jedna zmiana: naprawili wyrwaną zaporę energochłonną na obwodnicy wschodniej, straszącą od paru miesięcy. Jeden mail, podpisany "cm, Kurier Szczeciński" sprawił, że usunięto badziewie tarasujące ścieżkę rowerową. Nie przypisuję sobie nadzwyczajnych mocy, najpewniej byłem pierwszym ludkiem, który zarządcę drogi powiadomił o problemie. Lud ma zwyczaj kląć w żywe kamienie władzę za wszystko, ale rzadko próbuje zwyczajnie ją powiadomić, że coś trzeba zrobić. Choć może etykietka "Kurier Szczeciński" miała jakieś znaczenie, to nie zasadnicze.

Po objeździe gminy lekkie rozbieganie, po dłuższym okresie zastoju. Po 2-3 kilometrach odezwał się ból w kręgosłupie, nie na tyle jednak silny, by mnie wyeliminować. Uparte, pieprzone gówno... Jutro dzień przerwy, w sobotę cóś, a w niedzielę dyszka w Kliniskach, choćbym miał w poniedziałek przyjąć podwójną lewatywę (wedle Szwejka, najlepsza metoda na wszelkie dolegliwości).
A na koniec wizyta na plenerowej siłowni u Ojca Dyrektora. 15 minut na wioślarzu, dla rozwoju mięśni u góry. Pomysł tej siłowni był świetny, Ojciec D. ma u mnie ekstra punkty.

Doniesiono mi uprzejmie, że w klubie, którego nazwy się nie wymienia, przeczytano wpis sprzed czterech dni. Oburzono się. Potraktowano jako zniewagę i zamach. Krótko powiem:  w cholerę z tym.
Wiem już, czego gmina będzie oczekiwała od wicemistrza w zamian za kasę. Niewiele. Wicemistrz ma zamieścić na swojej stronie internetowej hasło "jestem z Goleniowa" i paradować w koszulkach z takową deklaracją na treningach, w szatni i być może pod prysznicem. W umowie nic nie będzie o obowiązku powiadamiania wszystkich wokół, że jest z Goleniowa. Uniknie przez to dziwnych spojrzeń i wypowiedzi, które na język polski tłumaczyłyby się mniej więcej tak: "Poje..ało cię?".

Przygotowuję pewien drobny happening związany w powyższym tematem. Za parę tygodni będzie zabawnie, choć być może nie wszystkim będzie do śmiechu.

Przyszły dyspozycje co do składu ekipy do Congy. Zabawne: 5 lat temu pojechałem tam z ciekawości, spędziłem dwa tygodnie wśród Francuzów, szlifując język. W tym roku Francuzów nie będzie, po patron nie chce z nimi pracować, chce wyłącznie Polaków. Jedzie 20 osób, większość kolejny już raz. Patron jest z Polaków bardzo zadowolony, dobrze płaci, zapewnia świetne warunki socjalne (kulturalne spanie, zaplecze socjalne, kucharz dla ekipy gotujący wszystkie posiłki). Szkoda tylko, że nie będzie w tym roku z kim się kłócić po francusku... Mam być szefem całej ekipy, to kilkaset euro ekstra za parę dni pracy, ale tak naprawdę żal mi, że dużo mniej będzie okazji do pogadania po francusku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".