wtorek, 12 sierpnia 2014

Ruszył remont

Wczoraj 35 km, dziś 42 km, rower

Wczorajsza próba biegania zakończona niepowodzeniem, ból w krzyżu mnie wyeliminował. Odpuściłem, wróciłem do bazy i skoczyłem na rower. Dynamiczna rundka przez Borzysławiec, Czarną Łąkę, Kliniska i Rurzycę. W parku przemysłowym natknąłem się na jakiegoś gościa, ostro depczącego na pedały. Spróbowałem się podpiąć, ale gościu sunął równym, mocnym tempem. Przez trzy kilometry prostej nie dało się do niego zbliżyć. Szansą okazało się wzniesienie prowadzące na wiadukt, wprawdzie gościu nie odpuścił, ale pod górę okazałem się lepszy, dobrałem właściwe przełożenie i kręciłem jak nigdy dotąd. Na zjeździe znów mi odjechał, ale tym razem widać już było u niego zmęczenie, natomiast mi sił nie brakowało. Na pół kilometra przed ulicą Przestrzenną minąłem go, gość nie miał już sił, żeby powalczyć. I nie powalczył, poległ.


Wczoraj wreszcie zaczęły się prace na stadionie, z miejsca ostro. Zaczęli od rozwalenia małej trybuny i ogrodzenia. I tak właśnie nastąpił koniec żużlowej bieżni. Lud zażywający ruchu nie popadł w rozpacz. Kijkarze natychmiast wytyczyli sobie nową trasę, okrążającą także korty i stare, nieczynne boisko. Biegacze przenieśli się do lasu lub na ulice miasta. Nadzwyczajna zdolność adaptacyjna!

A dziś pogoda nieco w ciapki, z wyraźnym wiatrem od południa, więc wykonałem sprytny manewr i pojechałem w odwrotną stronę, najpierw przez Podańsko, Tarnówko i Stawno, żeby najgorszy odcinek jechać z wiatrem. Ale wiatr też wykonał sprytny manewr i kiedy wyjechałem z Czarnej Łąki i chciałem się nacieszyć lekką jazdą - zmienił się na północny. W efekcie całą drogę pokonałem pod wiatr. Lekko nie było, ale czy przez całe życie trzeba iść lekko i z uśmiechem? Zadowolony byłem, że dojechałem, i to w niezłej formie.
Dziś pierwszy od wielu dni wieczór cichy i spokojny, jesteśmy sami z Olą. "Wszyscy" się rozjechali, zostały tylko łebki z Krakowa, Paulina i Mateusz. Na szczęście wpadły na pomysł, że może dziś pourzędują u babci Jadzi, pomysł ochoczo podchwyciliśmy i tryskające energią rodzeństwo podrzuciliśmy na Sportową, niech się prababcia nacieszy... :) Jutro wracają, ale ten dzień oddechu cenię sobie ogromnie. Łebki wyjeżdżają do Krakowa w czwartek rano, ale kilka dwie godziny później następny desant: zjeżdżają dzieciątka, na długi weekend i żeby się nieco odpaść. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".