sobota, 23 sierpnia 2014

Po górach

45 km rower

Te kilometry powinno się liczyć inaczej, niż przejechane w okolicy Goleniowa.  Gór Bukowych można się śmiać, że pagórki itp., ale kiedy się po tych kupkach piachu zgarniętego przez lodowiec pojeździ, czuje się, że to ma nieco wysokości. Poczułem.
Samochodem z załadowanym rowerem podjechałem do Starego Czarnowa. Smutek bierze, gdy się patrzy na miejscowość znienacka odsuniętą na bok. Kiedyś "trójka" prowadziła przez środek S. Czarnowa, pewnie mieszkańcy byli z tego niezadowoleni. W połowie lat 90 wybudowano obwodnicę, Stare Czarnowo zostało z boku. Parę lat temu do użytku oddano ekspresówkę, stara "trójka" stała się drogą gminną, ruch zamarł. Teraz na środku drogi w Starym Czarnowie można się położyć i opalać, nikomu to nie będzie przeszkadzać. Miejscowość jest martwa, to już tylko sypialnia dla Szczecina.
Z S. Czarnowa przejazd do Glinnej. Ciekawił mnie cmentarz żołnierzy niemieckich, gdzie

chowane są szczątki poległych w II wojnie i krótko po niej. Obiekt pięknie utrzymany, nienachalny w formie, oczywiście żadnej symboliki nazistowskiej. Granitowe krzyże bez żadnych napisów, tablice z nazwiskami poległych, datami narodzin i śmierci, sporo dat śmierci już po wojnie, czasem parę lat. Pewnie jeńcy.
Paręset metrów dalej ogród dendrologiczny w Glinnej, niegdyś piękny, potem zaniedbany jak wszystko w peerelu, teraz odbudowywany ze zniszczeń. Na razie średnia atrakcja, za parędziesiąt lat powinno być pięknie, drzewa muszą podrosnąć. Mnie zaciekawiło jedno, z daleka przypominające drzewo
oliwne. Jak się okazało, to stara i schorowana jabłoń, porośnięta gęsto jemiołą. Wygląda niebywale.
Z arboretum - w góry. Część dróg, tych ważniejszych, ma nawierzchnię asfaltową, reszta jest brukowana. Żałowałem, że nie wziąłem ze sobą żadnej mapy, musiałem polegać na pamięci i orientacji w terenie. Wystarczyło, by się nie pogubić i wyjechać dokładnie tam, gdzie chciałem. Po mniej więcej dwóch godzinach powrót do Starego Czarnowa, a stamtąd wyjazd do Kołbacza, by zobaczyć pozostałości po cystersach. Kościół i resztki zabudowań poklasztornych bardzo interesujące, niestety - zamknięte. Za to sam Kołbacz to tragedia i pomyłka, jakieś koszmarne blokowisko zbudowane za peerelu, zadupie do trzeciej potęgi, psy szczekające wiadomo czym, ptaki zawracające, a na opłotkach powinna stać tabliczka "Koniec świata". Za to znalazłem aż trzy pomniki ustawione za komuny: jeden to jakiś popaprany memoriał poświęcony nie wiadomo czemu, zaraz u wjazdu do wsi. Drugi - kamień poświęcony Zootechnicznemu Zakładowi Doświadczalnemu w Kołbaczu, a trzeci czci nadal 40 lat "powrotu Pomorza do Macierzy". Nigdy więcej Kołbacza!
Po powrocie do Goleniówka jeszcze dyszka po płaskim, a na koniec wizyta w ojcowskiej siłowni. Dobrze spędzony dzień.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".