niedziela, 27 maja 2012

Kajakowy weekend

Piątek 10 km, sobota 10 km, dziś 14

Trochę dziko jak na Piławę
Wreszcie odpowiednia na kajak pogoda. Rano w sobotę wyprawa do Nadarzyc, rozejrzeć się po zalewach. Wyciągnąłem z trzcin grupę, która pierwszy raz płynęła przez rozlewiska i normalnie pogubiła drogę, nie potrafiąc wrócić na właściwy kurs. A zasada jest taka prosta: do betonowego mostu trzymamy się prawego brzegu, potem lewego. No i są tzw. drogowskazy, wyraźnie pokazujące kierunek płynięcia. Ale ludzie jakoś to trudno ogarniają.
Zostałem na noc, bo po wypitym piwie wolałem nie ryzykować. Nic by gliniarzom większej radości nie sprawiło, niż złapanie mnie po piwku.
Piława jak zwykle urocza. Trochę więcej, niż zwykle, drzew leżących w wodzie, ale tylko raz musiałem wysiadać z kajaka i przerzucać go przez kłodę.
Pod wieczór, by dnia nie tracić, wybrałem się na przebieżkę drogą do Bornego. Zdaje się, bieganie w tamtej okolicy nie jest zajęciem popularnym, bo kierowcy patrzyli na mnie z pewną wyższością (nie ma autka, to musi biegać...), a piesi patrzyli, jakbym, kurka, biegał nago. Duże, zdziwione oczy były standardem.
Popołudniowy bieg w niedzielę - średnio przyjemny. W lesie nie można się było zatrzymać nawet na chwilę, muchy i komary natychmiast atakowały. Ulga dopiero na otwartej przestrzeni, w parku przemysłowym. Kiedy byłem na drodze lubczyńskiej, mijała mnie rowerzystka z butelką wody w ręce. Chciałem ją dogonić i tę butelkę wyrwać, tak mi się pić chciało. Agresji nie dokonałem, wygasiłem ją myślą o butelce chłodnej wody, która czekała w równie chłodnym garażu. Z gwinta walnąłem od razu połowę zawartości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".