czwartek, 10 maja 2012

L

14 km

Jeden z takich dni, które człowiek najchętniej by przespał, a ponieważ nie może, to odbija się od ściany do ściany, co chwila ziewając. Przed godziną 18 postanowiłem jednak nie łamać zwyczaju i ruszyć w plener na standardową trasę przez Górę Lotnika. Ku zdziwieniu, głęboko w lesie napotkałem babki dziarsko maszerujące z kijkami. Parę minut potem wydało mi się, że mam jakieś omamy słuchowe, ale nie: to kolejna, tym razem licząca 7 osób babska brygada maszerująca przez las. Chłopa żadnego. Skończy się tym, że faceci wyginą jak mamuty, nie ma rady.
Wymiana ciuchów. Stare, w rozmiarach XL i XXL wiszą na mnie jak worek na strachu na wróble. To, co kupuję teraz to "elki", które bynajmniej nie są na mnie opięte. Ciekawe, co będę nosił we wrześniu, po dwóch tygodniach pracy w szampańskiej winnicy. Co roku wracam z Congy lżejszy o około 5 kg. Biegowe legginsy pewnie będę nosić na szelkach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".