poniedziałek, 7 maja 2012

Lajt

6 km

Wybitnie relaksowo. Po południu bieżnia. Wprawdzie żużel pyli, ale przynajmniej w razie awarii można zejść w każdej chwili, nie trzeba kuśtykać z głębi puszczy. Pobiegałem w średnim tempie do chwili, kiedy kolano dało znać o sobie. Gdy poczułem lekki ból, zszedłem, akurat po 15 okrążeniu. Świat się nie zawali, jeśli dziś dystans będzie tylko jednocyfrowy.
Spotkałem się dziś z Darkiem, pierwszy raz od sobotniego wieczoru, kiedy tonik, wcale nie w nadmiarze, wyłączył go z grona aktywnych życiowo. Już doszedł do siebie, choć osobliwe zjawisko mocno go zadziwiło. Mnie niespecjalnie; odkąd zacząłem dużo biegać, obserwuję u siebie wyraźnie mniejszą odporność na działanie stosownych płynów. Szybciej zaczynają działać i dłużej trwają skutki. Pewnie ma to związek z intensywnością wysiłku fizycznego. A może po prostu już nie ta wątroba?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".