niedziela, 16 czerwca 2013

Po biesiadzie

Wczoraj 10 km, dziś 10 km

Posiedzieliśmy wczoraj z Anetą i Darkiem przy gadającej wodzie, bałem się, że bieganie będzie dziś fikcją. Było odwrotnie: świetna kondycja, trochę dokuczał mi nieco naciągnięty przyczep ścięgna w prawej stopie, ale nie utrudniał biegu bólem. Ot, przypominał, że istnieje. Do tego miłe okoliczności przyrody: miły wiaterek, chłodnawo, zachodzące słońce. W lesie już trzeci raz z rzędu spotkałem tego samego koziołka, który dziś wyprysnął z trawy jakieś 2-3 metry ode mnie, odbiegł na kilkadziesiąt metrów, ale nie wyglądał na przejętego moją obecnością. 
W parku pomierzyłem sobie tempo. Kiedy biegnę zupełnie relaksowo, tempo mam rzędu 5:15-5:20 na kilometr. Jakieś 10 sekund lepiej, niż przed rokiem. Bez zadyszki utrzymuję szybkość 5:00 na kilometr, ale nie sądzę, żeby w tym tempie dało się przebiec cały maraton. Może, gdyby udało się zrzucić jeszcze parę zbędnych kilogramów.
Przejrzeliśmy wczoraj trasę przyszłotygodniowego biegu. Tylko w paru miejscach na ul. Jagiełły trzeba oznaczyć przeszkody, o które można zahaczyć w ciemnościach i przy sporym zmęczeniu. Reszta trasy czysta, równa i bezproblemowa. 
Do imprezy raptem tydzień. Jutro załatwiam namioty, nagłośnienie i prąd. 

Na stadionie spotkałem dziś Jacka K. Porozmawialiśmy, jakby w piątek nie wyszła żadna gazeta. Luz, żarty, na koniec graba. Tak wygląda rozmowa dżentelmenów ;))

W sobotę odpuszczę sobie bieg w Stargardzie. Pojedziemy wcześniej do Poznania, załatwimy formalności w sobotę, żeby  w niedzielę przed południem nie latać po jakimś biurze zawodów. Zadzwonię jutro do młodego, ciekawe, w jakiej jest kondycji. W piątek świętował dwudzieste urodziny, pewnie już doszedł do siebie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".