sobota, 8 marca 2014

Wybieganie



26 km



W końcu wyszło słońce. Od razu jest przyjemniej wyjść w plener. Pierwszy raz w tym roku w krótkich spodenkach, tylko w koszulce, bez rękawic. No, jeśli mam być szczery, to chyba przesadziłem z optymizmem. Dobrze było w lesie, albo kiedy wiaterek, wprawdzie leciutki, wiał w plecy. Ale kiedy powiało nieco mocniej, a nie daj Boże od przodu – ziąb przejmował. Na szczęście, zimowe bieganie uodporniło mnie na takie sytuacje, nie było ryzyka przeziębienia, choć po paru kilometrach koszulka mokra była od potu. Póki człowiek jest w ruchu – nic jednak nie grozi. Groźna jest przerwa, nawet krótka. To przecież dopiero marzec…

Dziś była powtórka trasy z poprzedniej soboty: wzdłuż Iny, lasem do GPP, tory, lasem koło G. Lotnika do Łęska, most, Bącznik, Bolechowo, 2 km asfaltem do Zabrodzia, potem lasami do Goleniowa. Cztery króciutkie postoje na poprawę wiązania butów, fizjologię i zabawę z sympatycznym psem, który przykolegował się do mnie koło Łęska i postanowił towarzyszyć mi w dalszej drodze, co chwilę plącząc się pod nogami i okazując swoją psią radość z wyprawy. Radość była sympatyczna, ale plątanie się zdecydowanie przeszkadzało w biegu, psisko po prostu chciało się bawić. Na szczęście, nadjechało dwoje rowerzystów, pies natychmiast się w nich zakochał i dał mi spokój.

Czas nie był nadzwyczajny, na poziomie 2,5 h na całej trasie, wliczając przerwy. Najważniejsze, że nie pojawiły się żadne problemy. Nie dokuczały achillesy, nie odczułem też spadku sił i formy w trakcie biegu. 26 km bez picia i jedzenia po drodze nie przeszkodziło w ukończeniu biegu w niezłej kondycji. Było zmęczenie, ale nie skonanie.

Za tydzień 15 km w Kołobrzegu. Jeszcze nie zdecydowałem, jak potraktować ten bieg. Jeśli nic nie przeszkodzi, być może spróbuję powalczyć o wynik. A na razie trzeba podleczyć cycki, strasznie poocierane na dzisiejszym treningu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".