środa, 18 lipca 2012

Może Pszczew?

10 km

Lało przez cały trening, skończyło, kiedy i ja skończyłem. Pierwszą połowę przebiegłem po bieżni, ale z kółka na kółko coraz bardziej rozmiękała i była zalewana wodą. Przeniosłem się na asfaltową opaskę wokół boiska. Co prawda nawierzchnia była twarda, ale wcale nie bardziej sucha. Panjanki z OSiR-u w jednym miejscu wybudowały garb betonowy, który miał zabezpieczać przed spływaniem deszczówki na bieżnię. Bieżni to nic nie pomogło, i tak jest zalana. Ale za to teraz deszczówa na asfalcie tworzy ogromną kałużę, której nie sposób ominąć. Ot, taka drobna złośliwość Ojca Dyrektora, który lubi biegaczom delikatnie podstawić nogę. Niech się wkurzają.
W sobotę chyba się wybiorę na dziesięciokilometrowy bieg do Pszczewa. Był ktoś w Pszczewie? Nie? Ja też nie, więc będę pierwszy, który odwiedzi Pszczew. Jakaś babka, ultramaratonka, organizuje tam pierwszy bieg swojego imienia, pomaga jej urząd gminy i lokalne stowarzyszenie biegaczy. Może być sympatycznie.

2 komentarze:

  1. daleko i droga opłata startowa :-}

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tak daleko, można potem wpaść na kawę do Poznania. 50 zł da się przeżyć, bywa drożej (Paryż, maraton - ok. 80 euro)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".