sobota, 28 lipca 2012

Sauna w pakiecie

Przedwczoraj i wczoraj po 10 km, dziś 25

Niech szlag tę pogodę. Względnie przyjemnie robiło się dopiero około 21, ale i tak miałem wrażenie, że biegnąc zażywam sauny. 
W czwartek przebiegłem się przez park przemysłowy. Na otwartej przestrzeni było nieco wiatru z boku, dzięki temu przeżyłem. Wczoraj pobiegałem wokół stadionu, dzięki czemu miałem dostęp do wodopoju co pół kilometra. Sama świadomość, że woda jest w zasięgu ręki sprawia, że bieg jest przyjemniejszy.
Odpuściłem wyjazd do Morynia, nie marzy mi się perspektywa biegu przy +30 stopniach. Dziś rano obudził mnie przyjemny dźwięk: lał deszcz. I jeszcze bardziej byłem zadowolony, że nie muszę się katować biegnąc wokół jeziora w Moryniu.
Wychodzi słońce, chmury się rozwiewają. Może skoczę do Łęska i Stawna.

Skoczyłem. Trochę żałuję, bo niepotrzebnie wydłużyłem trasę o park przemysłowy, a to nie był dobry pomysł na dzień gorący, duszny i parny. Na odkrytym terenie jeszcze jako tako. W lesie - Kongo. Tak parno, że nawet robalom się latać nie chciało, tylko parę końskich much zapłaciło życiem za nachalność. Nie wiem, ile z siebie wypociłem, ale było tego bardzo dużo. Na szczęście dobrzy ludzie poratowali kubkiem chłodnej wody w Bączniku i połową dużej butli wody w Bolechowie. Bez tego pewnie bym padł po drodze, a i tak nie miałem ochoty ani sił, żeby biec dynamicznie. Bulwarem nad Iną przebiegłem naprawdę resztkami sił. W "Ambrozji" szklana zimnej wody, mocna kawa i trzy gałki lodów cytrynowych, w domu szklanka za szklanką, a i tak do kibelka nie chodzę, bo wciąż uzupełniam niedobory wody i elektrolitów. Jeszcze ze dwie godziny po biegu kiedy wstawałem z fotela, latały mi mroczki przed oczami. 
Kiedy mijałem domek myśliwych w Łęsku, przyplątała się suczka-terierka, która nabrała ochoty na wycieczkę ze mną w nieznane. Dobiegliśmy razem do szosy, przebiegliśmy spory kawałek w stronę Stawna, ale w Bączniku uznałem, że dość tej swawoli. Poprosiłem leśniczego, żeby zaopiekował się Tolą (takie imię miała na obroży wraz z numerem telefonu do  właściciela). Tola została w leśniczówce, za parę minut miał ją odebrać właściciel. Podobno panienka ma tendencje do szwendania się z przygodnymi znajomymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".