środa, 18 września 2013

Marsz!

10 km

Znów intensywny marsz zamiast biegu. Trzykrotnie okrążyłem trasę Mili, trafiłem nawet na zupełnie przyzwoitą pogodę, bo pod wieczór przestało padać, wiatru nie było, idealne warunki do treningu. Na stadionie pusto, pewnie bieżnia rozmokła, a pogoda zniechęciła lud do wyjścia w teren. Niesłusznie.

Darek donosi, że medale i koszulki będą gotowe jeszcze w tym tygodniu. Kiedy dotrą, będzie prezentacja.  W poniedziałek dzieciaki z Klinisk mają nagranie hymnu maratonu, w tygodniu będzie jeszcze szkolenie dla wolontariuszy, którzy będą pomagać przy obsłudze maratonu. No i przygotowywanie pakietów startowych i całego tego bałaganu, jaki niezbędny jest na samym maratonie.
Jak należało się spodziewać, wyskakują różne nieprzewidziane scenariuszem różności. Na przykład niejaki Miecio ze swoim stowarzyszeniem "Grodnica" dał zadka z załatwieniem przygotowania grochówki dla 600 osób. Dał zadka, wzruszył ramionami i przeszedł nad tym do porządku dziennego. Kłopot przejął Darek, który sprawnie załatwił tak wkład do kotła, jak i przygotowanie zupy dla ludu, który zjedzie w następną sobotę do Klinisk. Zupka to raz, dwa to kiełbasa dla wszystkich biegaczy i organizatorów imprezy. To też miał załatwić Miecio, skończyło się tak, jak z grochówką: zadek.

Mam ostateczny termin wyjazdu do Francji: jedziemy w czwartek 26 września. Kurka, na dwa dni przed maratonem... Zły jestem, ale nic nie poradzę.
Jestem zdecydowany przymierzyć się do maratonu w tą sobotę. Staw kolanowy nie powinien planów pokrzyżować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".