niedziela, 25 maja 2014

Nowa Sól

21,1 km


Gotowi do startu
Wyjeżdżaliśmy z Krakowa przy 30 stopniach i bezchmurnym niebie. Koło Opola wjechaliśmy w strefę chmur, burz i deszczu, temperatura spadła do ok 22 stopni, można było wyłączyć klimatyzację. Nowa Sól przywitała nas lekkim deszczykiem i miłym, niedokuczliwym ciepłem. Formalności załatwiliśmy w chwilę, biuro zawodów w hali sportowej działało bez zarzutu. Numer, bony na jedzenie i picie, pakiet z koszulką i zieloną torbą, która przyda się na zakupy. Po chwili znaleźliśmy Mariusza z Magdą i Szymonem. Magda nie zawiodła, przyjechała z torbą cytrynowo-czekoladowych mufinek własnej produkcji, bez których nie może się odbyć żaden
Bez mufinek nie ma biegu!
bieg. Zjedliśmy prawie wszystkie, trzy ostatnie zabrałem do domu, nie ma już żadnej... :(

Na starcie ponad 570 osób, choć sporo mniej kibiców, niż przed rokiem. Trasa zeszłoroczna, trzy pętle po 7 km. Pierwszą pętlę zrobiłem bez najmniejszego problemu, na drugiej poczułem ciekawą rzecz: choć sił miałem wystarczająco dużo, nogi przestały mnie nieść. Coraz ciężej było mi zrobić w miarę długi krok, pojawił się ból w pachwinie. Zrobiła się ulewa, wszystko było przemoczone, łącznie z butami. Na dodatek poczułem, że będą problemy gastryczne, dlatego kończąc drugą pętlę wziąłem od naszych kibicek chusteczki higieniczne - i to była bardzo słuszna decyzja, bo bez wizyty w lesie się nie obeszło. Potem już poczułem się bezpiecznie, żadnych sensacji aż do mety nie było. Na kilometr przed końcem biegu zebrałem z drogi słaniającego się na nogach chłopaka, którego krótkim tekstem adresowanym do męskiej dumy zmobilizowałem do walki o dotarcie do mety, a może nawet
Mariusz biegł tak szybko,
że na zdjęciu jest rozmazany
czas poniżej dwóch godzin. Gadaniem odwróciłem jego uwagę od faktu, że ma jeszcze dobry kilometr przed sobą. Dotarliśmy na metę na paręnaście sekund przed upływem 2 h.

Mariusz czekał już wykąpany, przebrany i zadowolony. Nowa życiówka - 1:31:47 - jest o około 3 minuty lepsza od poprzedniej. Zrobił ją mimo wywrotki na nawrocie na czwartym kilometrze i mimo dziwnie śliskiego asfaltu, po którym się biegło jak po lodzie. Stopa wyraźnie cofała się do tyłu, czego nie lubię i co cholernie mnie męczy. Może z tego powodu dziś czuję się, jakby mnie wczoraj ktoś z godzinę kopał w prawy pośladek, ledwie powłóczę prawą nogą, coś sobie nadwerężyłem. Pewnie też ma to związek z maratonem
przebiegniętym sześć dni wcześniej, po którym jeszcze się do końca nie pozbierałem.
Po biegu krótkie ablucje, świeże ciuchy i pobiegowa biesiada. Każdy z biegaczy dostał miskę gorącej zupy, ogromny kawał niezłej kiełbasy, pączka i piwo. Kto chciał, za niewielkie
Koniec drugiego kółka
pieniądze mógł sobie dokupić to, co posiadacze medali dostali w ramach regulaminu. Było ciasno, ale swojsko i przyjemnie. Prawie wszyscy zostali do końca imprezy, bo oczywiście ostatnim punktem programu było losowanie nagród - znakomita metoda na zapełnienie miejsca przed podium i sprawienie, by zwycięzcy nie cieszyli się samotnie swoim sukcesem.

Powrót, dzięki nowej S3, sprawny jak nigdy dotąd. W dwie godziny byliśmy w Goleniowie. Rewelacja!

Zasłużył na wodę, nową życiówkę należało opić!

Wurst (bez Konczity) plus buła dla każdego. Kalorii nie liczyłem

Ola też nie

W ogóle nikt nie liczył...

Mufinka na deser. Dzięki, Magda!
I pamiętaj, że tradycję trzeba kultywować :)
I jeszcze dwa filmiki. Pierwszy nakręciła Magda. Wyróżnia go niebanalne ujęcie tematu i kapitalna dynamika. Film jest o chusteczce.

Drugi jest montażem kilku filmików nakręconych przez Olę. To już nie to samo...



2 komentarze:

  1. Co do kultywowania tradycji postaram się nie zawieść. Jeśli chodzi, o ten drugi, bardziej ukryty mój talent, to na Oskara przestałam już liczyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oskara to nie, ale zawsze jakiegoś Patryka można zmajstrować :p Trzeci raz to czytam i za każdym razem ze śmiechu się skręcam, panie Czarku pan to pisać potrafisz:) Dziękuję za miłe słowa, a z życiówką jeszcze powalczę :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".