poniedziałek, 22 lipca 2013

Intensywne nawadnianie

10 km

Chyba wróciłem do równowagi. Wczoraj wieczorem zacząłem od trzech piw, sporej ilości wody mineralnej, skończyło się na niezłej ilości wina, prawda, że na podlanie sushi, które przyrządził Michał przy wsparciu Oli. Sushi to rybka, a rybka lubi pływać. Nie tylko w sosie sojowym, który organizm przyjmował z radością, bo to przecież skoncentrowana sól, której wypociłem na kajaku na miesiąc z góry. Smakował mi, jak rzadko kiedy.

Dzisiaj dyszka rytualną trasą. Żaden wysiłek, ale też nie ma się co szarpać, kiedy w dzień termometr pokazuje 30 stopni. Wysiłek trzeba miarkować, żeby w kalendarz nie walnąć za szybko. Na szczęście, koło godziny 20 temperatura znormalniała, w lesie było ciut chłodniej, niż na otwartej przestrzeni. Ciekawe, że insekty wszelkiego sortu miały dziś wolne i nie czepiały się mnie, co zazwyczaj zakłóca przyjemność wieczornego relaksu biegowego.

Kolejny raz ludzie mnie pytają, czy na pewno bieganie po leśnych dróżkach jest zdrowsze, niż truchtanie po asfalcie. I tłumacz tu każdemu z osobna, że to przesąd z czasów, kiedy biegało się w trampkach albo tenisówkach. Dziś, kiedy bez problemu można kupić buty z porządną amortyzacją, asfalt jest zdecydowanie lepszy, niż gruntowe drogi w lesie. Asfalt jest równy, nie ma ryzyka skręcenia nogi, nadszarpnięcia ścięgna czy uszkodzenia stawu. W lesie wiele może się zdarzyć: dołek, kępka trawy, podkopana przez kreta ścieżka, wystający korzeń - sto okazji, by sobie zrobić krzywdę. Nie rekompensuje tego bieganie po naturalnym podłożu, rzekomo lepiej amortyzującym kroki. Chrzanić taką amortyzację, amatorów biegania po sypkim leśnym piachu odsyłam do Jarosławca, tam będą mieć okazję do zmiany zdania :)


1 komentarz:

  1. Panie Czarku, spodobało mi się stwierdzenie "organizm przyjmował z radością, bo to przecież skoncentrowana sól, której wypociłem na kajaku na miesiąc z góry"

    Uwielbiam zrobić podobnie ale z prawdziwym śledziem w śmietanie. Później piwo smakuje z nadzwyczajną radością połączoną z niepohamowaną chęcią utopienia śledzia...

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".