czwartek, 20 lutego 2014

10 km relaksu

10 km

Dziś lekko i bez szaleństw, trzeba nieco przystopować, by nie przegrzać obwodów. Dlatego tylko podstawowa trasa, przez las, G. Lotnika i park przemysłowy, a stamtąd najkrótszą drogą powrót do Goleniowa. Najkrótszą drogą z bezpiecznych, a więc leśną przesieką równoległą do drogi asfaltowej. 400 metrów dłużej, za to bez ryzyka, że jakiś debil rozjedzie. 
Dziś mi chodziło wyłącznie o zaliczenie trasy, bez żadnego ciśnienia na wyniki i rekordy. Tempo lekkie, w granicach 5:10-5:15 na kilometr. Przed południem pobolewał mnie prawy przyczep achillesa, ale przed biegiem ból znacznie zelżał, był niezauważalny. Nieco wrócił podczas biegu po lesie, znów zanikł, kiedy wybiegłem na asfalt. Podejrzewam, że niekorzystnie wpływają podbiegi na wiadukcie, kiedy ścięgna Achillesa doznają obciążenia znacznie większego, niż normalnie, na równej drodze. Na szczęście, nie widzę tendencji do pogarszania się tej sytuacji. Spróbuję przetrzymać, przy lekkim wspomaganiu farmakologicznym (Movalis). Żadnych leków przeciwbólowych, one niczego nie załatwią, a tylko zaciemniają obraz, dając złudę, że wszystko jest w porządku. Mam nadzieję, że sprawę załatwi zrzucenie paru kilogramów wagi.
A właśnie. Wczoraj przeczytałem wpis na jakimś blogu prowadzonym przez kobitkę biegającą, która zachwala prostą metodę: jedzenie co drugi dzień, ale bez przesady: w dzień głodówki - jeden niewielki posiłek w połowie dnia. Twierdzi, że u niej to zadziałało. Chyba spróbuję; rzecz tym łatwiejsza, że po takim dniu, jak wczoraj, niespecjalnie mi się chce jeść. Dawka wysiłku była na tyle duża, że odebrała apetyt, w związku z tym głodówka nie jest żadnym poświęceniem. Normalnie - nie chce się jeść, i tyle. I jest bonus: na głodniaka naprawdę biega się bardzo przyjemnie. Tak, wiem, przed maratonem trzeba wciągnąć małe co nieco, ale przecież nie biegamy maratonów codziennie. Na 10-20 km wyjść na czczo to naprawdę nie problem.
Jutro otwarcie zapisów na "Marathon des Alpes-Maritimes Nice-Cannes". Zdecydowane:
Tu, na dole, będzie start maratonu
Nicea-Cannes
jedziemy. Nie wiem tylko, czy samolot, czy samochód. Na razie nie ma możliwości rezerwacji lotów na jesień, nie znam więc poziomu cen. Samochód to dość niskie koszty, ale droga daleka i na pewno nie dałoby się wrócić na Milę. Bieg w Nicei jest 9 listopada, a trudno przecież siadać za kierownicę zaraz po maratonie i jechać kilkanaście godzin. Trzymam więc kciuki za LOT, żeby nie wyper...lił się na pysk przed końcem listopada...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".