wtorek, 11 lutego 2014

Podbiegi ciut przydługie

8 km + 5 km podbiegów

Najpierw runda po lesie, trochę dłuższa od planowanej, bo się, kurka, zagubiłem. Normalnie: skręciłem nie w tę stronę, co potrzeba, potem się wracałem. Ale w końcu dotarłem w rejon wiaduktu na szosie lubczyńskiej, tam zrobiłem zaplanowane na dziś podbiegi. Te jednak również były dłuższe od przewidzianych w rozpisce, ale na to już nie ma rady - w okolicy brak górek o odpowiednim nachyleniu, które miałyby szorstką i zwartą nawierzchnię. Podbieg na wiadukt ma ok. 250 m, czyli dwukrotnie więcej, niż stoi w rozpisce (120 m). A jeszcze trzeba zbiec, żeby móc podbiec ponownie. No więc cztery szybkie podbiegi, nieco oddechu na zbiegu, po tych czterech razach chwila przerwy dla wyrównania tętna i oddechu, potem kolejne sześć tur wbiegania na wiadukt pełną szybkością, znów odpoczynek w drodze na dół. Zeszło szybko, choć nie powiem, poczułem. Wyraźne ogólne, niezbyt mocne, ale jednak zmęczenie, które przeszło mi w drodze powrotnej do Goleniowa. Na koniec kilka minut rozciągania i gimnastyki. No i odkreślenie drugiego dnia w kalendarzu przygotowań.

W drodze powrotnej zajrzałem na stadion, zerknąć na bieżnię. Oczywiście, katastrofa klimatyczna nadal trwa, bieżnia niedostępna. Na ścieżce natknąłem się na Jacka K., który najpierw udał, że mnie nie widzi, nie odpowiedział na pozdrowienie, a kiedy je głośniej powtórzyłem, coś tam burknął pod nosem, obrócony plecami do mnie. Wyraźnie obrażony. Zdaje się, że nie tylko on. Znaczy, obraziło się na mnie "środowisko trenerskie", pewnie po jakiejś publikacji nt. mieszania w temacie bieżni. Zabawni goście: nic dla sprawy nie zrobili, ciągle po kątach przysmradzają, a kiedy się o tym głośno wspomni - strzelają fochy...

W piątek OSiR robi "Galę Sportowców". Jak zwykle, to impreza wyłącznie dla zawodników z licencjonowanych klubów. Amatorom uprawiającym sport dla przyjemności wstęp wzbroniony, Robert Kopcewicz może sobie wygrany maraton w Zielonej Górze wspominać w zaciszu domowym, publicznie nikt mu nie pogratuluje. 
Pójdę, nacieszę oczy i uszy, pewnie znów będzie brylował Ojciec Dyrektor. Może znów chłopaki będą sobie rozdawać jakieś medale, w najgorszym razie urządzą pokaz ich polerowania.

Piotrek Walkowiak w sobotę został dziadkiem. Można się do niego teraz zwracać per "ty dziadu", nawet "spieprzaj, dziadu!". Nie obrazi się na fakty. Można też pogratulować ;)

Namierzyłem dokładnie jegomościa, który chciał mnie potrącić przed tygodniem. Widoczne na zdjęciu auto należy do Macieja Grzesiaka, handlarza złomem z Goleniowa. Przypominam: jeździ nim nieobliczalny facet, który potrafi być groźny dla otoczenia. Biały VW crafter ZGL 32275, warto być wyczulonym.

1 komentarz:

  1. Widocznie jest to impreza dla ELITY.My im nigdy nie dorównamy.Ale jak zwykły amator załatwił bieżnię tartanową to OSiR chodzi z podniesioną głową bijąc się o rodzaj bieżni.Bo teraz to oni mają najwięcej do powiedzenia i podejmowania decyzji na jakiej bieżni będą biegać ZAWODOWCY.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".