piątek, 14 lutego 2014

Moulin Rouge w JF Duet

5 km + 5 km

Pięć kilometrów "tranzytu" Goleniów-wiadukt plus około 5 km podbiegów. Tym razem nieco wolniej, bo czułem prawego achillesa i chciałem go oszczędzić. Za to wszystkie podbiegi zaliczyłem jednym cięgiem, sumaryczny wysiłek był całkiem konkretny. Ale teraz, po paru godzinach nie czuję, by doszło do przeciążenia organizmu, nie czuję zmęczenia ani senności. Czuję za to coś, co w sumie mi bardzo odpowiada, mianowicie brak apetytu (co skądinąd jest dowodem, że wysiłek jednak był...). Na 'osirowej' gali sportowców wypiłem tylko dwie filiżanki gorzkiej kawy i skubnąłem winogrona. Ku swojemu zdziwieniu, ciasta nie ruszyłem (cholera wie, może było policzone...)

A właśnie, przejdźmy do sedna. :)
"Gala sportowców" była imprezą typowo 'osirową'. Zaczynając od nazwy, po której naiwny mógłby oczekiwać czegoś w rodzaju rewii w "Moulin Rouge", a była to nawet (i tylko) dość sympatyczna i na szczęście krótka akademia, na której wręczano książki o historii Mili Goleniowskiej i "takie cóś", lekko koszmarny, pamiątkowy gadżet nie mający żadnego zastosowania. Lepszy zestaw dostali trenerzy, mianowicie rytualną książkę o Mili (którą oczywiście każdy już ma) i - uwaga! - apteczkę z zestawem środków opatrunkowych. Medali nie rozdawano. 

Był też akcent dość nieprawdopodobny w wykonaniu pana Adama Wosika, który za pieniądze podjął się prowadzenia "Gali sportowców". Ponieważ jego eksces już opisałem na portalu GG, pozwolę sobie wkleić to, co tam można przeczytać:


Niepowodzenie intelektualne
Adam Wosik, prowadzący dzisiejszą „Galę Sportowców”, tytułowym zwrotem podsumował własny, mało elegancki i kompletnie nietrafiony wyskok na samym początku
imprezy. Zdaniem wielu go słuchających, był to „przypał miesiąca”.
Adam Wosik związany jest ze sportem i zajmuje się między innymi odpłatnym prowadzeniem imprez sportowych. Dlatego został wynajęty do prowadzenia dzisiejszej uroczystości zorganizowanej dla goleniowskich sportowców. Skoro działał odpłatnie, to należało od niego oczekiwać zawodowstwa, w tym merytorycznego przygotowania do występu i wysokiej kultury w czasie pracy.
Brakiem profesjonalizmu było mylenie dyscyplin, zawodników, trenerów i rezultatów, to jednak jest wybaczalne. Trudno jednak przejść milcząco obok wesołego, zdaniem pana Wosika, wstępu. Otóż, prosząc na scenę wiceburmistrza Tomasza Banacha, ni z tego, ni z owego zaczął sobie z niego pokpiwać, że nie bierze wzoru ze swojego szefa (Roberta Krupowicza), który przebiegł milę w ostatniej Goleniowskiej Mili Niepodległości. Padły uwagi, że powinien się zacząć ruszać, trochę potrenować, to może Krupowiczowi dorówna, że powinien się odważyć itd.
Zgromadzeni na sali zaczęli patrzeć na siebie, nie ukrywając zdziwienia. Raz, że dowcipy były płaskie, dwa – że pan Wosik był konferansjerem na ostatniej Mili i powinien się nieco orientować w temacie. Powinien wiedzieć, że T. Banach przebiegł wtedy nie tylko milę, ale z niezłym rezultatem zaliczył bieg na 10 km. Bez trudu mógł się też dowiedzieć, że Banach był uczestnikiem wrześniowego Maratonu Puszczy Goleniowskiej, a łatwo dostępną wiedzą jest, że wiceburmistrz jest bardzo aktywnym sportowcem-amatorem i do ruchu nie trzeba go namawiać. Obciach konferansjera tym większy, że niefortunne dowcipy wygłaszał do sportowców, o tym wszystkim doskonale wiedzących.
Chwilę potem dziurawa wiedza pana Wosika została uzupełniona przez wiceburmistrza Banacha. Dopiero wówczas prowadzący się zorientował, jakie faux pas popełnił. Więcej dowcipów już nie było.

Już mi się nawet nie chce tego komentować. Ręce ze świstem opadają na ziemię.

Na imprezie zjawił się Robert Kopcewicz. I bardzo dobrze, bo skoro rzecz jest opłacana z pieniędzy publicznych, prawo wstępu ma każdy obywatel gminy, nawet nieproszony. Słusznie zauważył, że nic nie stało na przeszkodzie, by zaprosić też paru amatorów mających
pewne sukcesy, w tym jego samego (sukcesy jak najbardziej prawdziwe i zapracowane). Można założyć, że w magazynie OSiR znalazłaby się jeszcze jedna książka o Mili Goleniowskiej, a w sklepie 'Wszystko po 2 złote' jeszcze jedno "takie cóś". Uścisk dłoni burmistrza jak zawsze gratis. Niestety, udział Roberta w rewii OSiR-u skończył się spożyciem banana, ciasteczka i łyknięciem wody, czym naraził budżet gminy na stratę w wysokości 1,72 zł netto.

Jutro prezes chce mnie zamordować, bo mam przebiec 25-30 km. O dziwo, kilka godzin po dzisiejszym biegu na wiadukcie czuję się o niebo lepiej, niż rano. Prawdopodobnie podejmę wyzwanie i trzydziestkę zrobię. Trasa będzie zależna od pogody, a ta, niestety, z rana ma być marna. Robert namawia mnie na bieg przez Borzysławiec, Lubczynę i Rurzycę. Się zobaczy.
 

3 komentarze:

  1. Wypadałoby zaprosić kilku biegaczy amatorów i podziękować im za sprawne i szybkie załatwienie bieżni tartanowej .Myślę,że byśmy dostali więcej oklasków od tych co dostali apteczki.Impreza w stylu komunistycznym.Odbyła się i koniec.Ktoś za to dostanie sporo na konto i sie zapomni,że coś było.Kolejna porażka OSiRu jak z panem prowadzącym tą rewie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobno w Goleniowie nic się nie dzieje, a tu proszę bardzo. Zaczynam żałować, że mnie tam nie było. Niezła jazda!
    rs

    OdpowiedzUsuń
  3. Pan Wosik totalne nieporozumienie. Widać dno intelektualne. Uważa się za gwiazdę. Taki pseudo dziennikarz....

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".