czwartek, 17 stycznia 2013

Od imprezki do imprezki

10 km

Wczoraj dzień niezamierzonej przerwy. Chciałem się przebiec, ale musiałem jechać na lotnisko, bo przylatywał dreamliner, miałem zrobić zdjęcia. Przylot planowano na 17.30, ostatecznie samolot pojawił się o 20. Zdążyłem przemarznąć do szpiku, stracić czas i ochotę na dodatkowe wychylanie się poza dom. Odpuściłem.
Dziś trasa przez Helenów i wokół miasta. Temperatura trochę się podniosła, śnieg jest śliski i nie biega się tak przyjemnie, jak jeszcze trzy dni temu. Na szczęście dziś bez żadnych przypadków nieszczęśliwych i bolesnych. Na razie jest dobrze, achilles nie dokucza.

Drugi dzień jestem sam w domu, Ola pojechała do Krakowa nawiedzić rodzinkę. Lodówka pustawa. Wczoraj na szczęście było otwarcie wyremontowanego oddziału w szpitalu, przy okazji niezły catering, więc dzień przetrwałem. Dziś nic nie otwierano, ale "U Grzesia" dają dobre, domowe jedzenie, wpadłem na naleśniki. Jutro też się przeżyje, w porze obiadowej będzie wręczanie "Barnimów", a przy okazji catering. Piątek więc nie będzie głodny. W sobotę wędkarze zapraszają na zawody wędkarskie, co roku jest świetna grochówka, kiełbaska i kaszanka. Trzeba pomyśleć o czymś na niedzielę. A w poniedziałek wraca Ola, wszystko wróci do normy. ;))

W następną sobotę, przypominam komu trzeba, choucroute. Nie jeść już od piątku, bo największym grzechem jest przyjść i oświadczyć, że w zasadzie nie jest się głodnym. Najedzonym wstęp wzbroniony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".