10 km
Wczoraj dzień niezamierzonej przerwy. Chciałem się przebiec, ale musiałem jechać na lotnisko, bo przylatywał dreamliner, miałem zrobić zdjęcia. Przylot planowano na 17.30, ostatecznie samolot pojawił się o 20. Zdążyłem przemarznąć do szpiku, stracić czas i ochotę na dodatkowe wychylanie się poza dom. Odpuściłem.
Dziś trasa przez Helenów i wokół miasta. Temperatura trochę się podniosła, śnieg jest śliski i nie biega się tak przyjemnie, jak jeszcze trzy dni temu. Na szczęście dziś bez żadnych przypadków nieszczęśliwych i bolesnych. Na razie jest dobrze, achilles nie dokucza.
Drugi dzień jestem sam w domu, Ola pojechała do Krakowa nawiedzić rodzinkę. Lodówka pustawa. Wczoraj na szczęście było otwarcie wyremontowanego oddziału w szpitalu, przy okazji niezły catering, więc dzień przetrwałem. Dziś nic nie otwierano, ale "U Grzesia" dają dobre, domowe jedzenie, wpadłem na naleśniki. Jutro też się przeżyje, w porze obiadowej będzie wręczanie "Barnimów", a przy okazji catering. Piątek więc nie będzie głodny. W sobotę wędkarze zapraszają na zawody wędkarskie, co roku jest świetna grochówka, kiełbaska i kaszanka. Trzeba pomyśleć o czymś na niedzielę. A w poniedziałek wraca Ola, wszystko wróci do normy. ;))
W następną sobotę, przypominam komu trzeba, choucroute. Nie jeść już od piątku, bo największym grzechem jest przyjść i oświadczyć, że w zasadzie nie jest się głodnym. Najedzonym wstęp wzbroniony!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".