poniedziałek, 16 grudnia 2013

Młody snuje plany biegowe

10 km

Wpis nr 600. Nieźle. 

Dobra wiadomość dla tych, którzy nie lubią krótkiego dnia. Dziś słońce zaszło w Goleniowie o 15.41 i to już koniec, wcześniejszego zachodu już nie będzie. Za dwa dni słońce zajdzie o 15.42, zachód będzie odtąd coraz później. Niestety, wschód słońca jeszcze będzie przez paręnaście dni się opóźniał. Dziś słońce wzeszło o 8.13, najpóźniej będzie wschodzić w święta - o 8.17. Dopiero 5 stycznia wschód będzie o minutę szybciej. Tak, czy owak, idzie już wiosna! :))

Ostatni tydzień przed świętami, jak zwykle najwięcej pracy. W tym tygodniu trzeba przygotować dwa wydania gazety, więc napisać dwa razy tyle, co zwykle. Niewiele się dzieje, trzeba naszukać się najpierw tematów, samo pisanie, na szczęście, nie jest dla mnie problemem. Jak już jest o czym, to atrament lekką kroplą spływa. Ale znajdź, człowieku, temat, kiedy wszędzie już przedświąteczna atmosfera...

Udało się znaleźć półtorej godzinki jeszcze za dnia, więc znów wizyta w lesie. Tempo trochę podkręciłem, ale już w drodze powrotnej musiałem nieco spasować, bo znów odezwał się ból w krzyżu - stary znajomy sprzed lat, kiedyś agresywny i dokuczliwy, teraz od czasu do czasu dający o sobie znać, ale nie eliminujący z czynnego życia. Bywało, że leżałem jak kłoda po parę dni, bo nie byłem w stanie chodzić. Odkąd zacząłem biegać i uprawiać kajakarstwo, zdecydowanie mi się poprawiło (to też podobno niezgodne z teorią, bo te sporty rzekomo obciążają kręgosłup). Cóż, trzeba odcierpieć parę dni, przejdzie.

Młody zapisał się na 6 kwietnia na poznański półmaraton. Zaraz podzielił się tym newsem, a zaraz po nim drugim: trzeba zapłacić 70 zł. Jak trzeba, to trzeba. Niech biega, niech się rusza, może przynajmniej jemu uda się uniknąć życiowej katastrofy, jaką dla mnie było przytycie do wagi 117 kg. Potem nadwyżkę 25 kg trzeba było zbijać, teraz zaś trzeba dbać, by waga nie wróciła.
W świątecznym wydaniu GG będzie rozmowa z moim znajomym z Maszewa, który doprowadził się do ruiny - 182 kg wagi, a w tym roku zbił dokładnie 80 kilo. Pomogła mu w tym operacja resekcji żołądka, ale tylko pomogła, bo bez dyscypliny żywieniowej i codziennego uprawiania sportu pewnie by został przy poprzedniej, nieprzytomnej wadze. Piotrek mówi, że największą radością, jaką teraz czerpie z życia, jest możliwość uprawiania sportu. Jeździ rowerem, biega, pływa żaglówką - żyje. Polecam, rozmowa będzie ciekawa. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".