wtorek, 17 grudnia 2013

Wk...w miesiąca

10 km

Dzień paskudny, najpierw odebrałem pismo z sądu wyznaczające termin rozprawy wytoczonej mi przez przestępcę Dariusza M., który poczuł się obrażony paroma moimi artykułami o jego przekrętach. Nie to jednak mnie wku...rwiło. Jasny szlag mnie trafił, gdy poszedłem do sądu przejrzeć akta sprawy. Znalazłem w nich dokument sporządzony przez mojego dzielnicowego, zawierający - jak to określa się w policyjnym bełkocie - dane osobopoznawcze (komputer podkreślił mi ostatnie słowo na czerwono, widocznie jest bardziej inteligentny od policjanta). Można sobie wyobrazić moje wk..rwienie, kiedy przeczytałem tam, że figuruję w policyjnym "rejestrze śledztw i dochodzeń" jako podejrzany o celowe przejechanie pewnego jegomościa, za co grozi do 5 lat więzienia. Owszem, w 2006 roku goleniowska prokuratura na podstawie fałszywego zgłoszenia ciągała mnie po sądach, ale rzecz skończyła się całkowitym oczyszczeniem z zarzutów ze wskazaniem, że oskarżenie opierało się na fałszu. Wyrok jest prawomocny od 2008 roku, ale - jak się okazuje - dla policji wciąż jestem podejrzany. Co więcej, owymi zniesławiającymi mnie informacjami policja dzieli się z instytucjami zewnętrznymi, a wiedza o moich rzekomych przestępstwach może dotrzeć do szerokiego kręgu nieznanych mi osób, niekoniecznie przychylnych. Na przykład do wspomnianego na wstępie chachmęta.
Zrobię z tego duży dym. Warto, bo ów "rejestr śledztw i dochodzeń" jest dokumentem niejawnym, nie mają do niego dostępu osoby postronne. Nikt nie jest w stanie sprawdzić, czy przypadkiem policjanci nie przygotowali mu podobnego co mi pasztetu. Może się okazać, że z komendy policji wychodzi jakiś smród, a ty, człowieku, nic na to nie jesteś w stanie poradzić. Dlatego będzie skarga do Ministra Spraw Wewnętrznych i do Komendanta Głównego Policji, a skarżonym będzie mój ulubiony komendant Targoński, który najwyraźniej nie panuje nad tym, co się dzieje w jego komendzie. Podwładni skaczą mu po głowie, chłopak nie reaguje. Pożałuje.

Być może owo dzisiejsze podk..rwienie sprawiło, że trening był nader udany. Nic nie pobolewało, nawet kręgosłup się przymknął, za to parę miałem niesamowitą. Rwałem rączo, wręcz chyżo, przez Helenów, przez Szkolną i Przestrzenną, bez najmniejszej przerwy dotarłem do stadionu, tam spasowałem. A, mogła być przerwa: przy wyjeździe z Mini Parku omal nie potrącił mnie jakiś cioł w dostawczaku nr ZGL 37766. Jego szczęście, że nawet się o mnie nie otarł, ale brak obrażeń zawdzięczam wyłącznie sobie - bo wyhamowałem, widząc kątem oka barana w szarym złomie, który nie zwolnił wjeżdżając na chodnik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".