środa, 11 kwietnia 2012

5:30 po raz pierwszy

12 km, stadion

Hamburg za dwa tygodnie z haczykiem, czas na precyzyjne trzymanie się wskazówek i harmonogramu, jakie w lutym dostałem od Darka. 12 km, to 12 km i tyle.
Pobiegłem równym tempem od początku do końca próbując wyczuć, gdzie jest tempo dające czas 5:30 na kilometr. Wychodzi, że bez żadnego kłopotu, przyspieszonego oddechu i tętna najlepiej mi się biegnie z szybkością 5:20-5:30 na kilometr. To tempo omalże relaksowe (przynajmniej przez pierwsze 12 km), naturalne i nie wymagające najmniejszego "poganiania się". Spokojnie byłbym w stanie przebiec dziś z tą szybkością drugie tyle.
Nie znoszę, kiedy po okresie niskiego ciśnienia zaczyna ono rosnąć. Jestem senny, najchętniej poszedłbym się zdrzemnąć, robota nie idzie - jak dziś. Kawa nie pomaga, ale godzina na bieżni robi świetnie. Wszystkie dzisiejsze sensacje minęły po biegu jak po dotknięciu różdżką.
Wciąż szukam rozwiązania największego problemu, jaki napotkam w drugiej połowie biegu: otarć w pachwinach. Nigdzie nie mogę znaleźć bielizny, która będzie w stanie zapobiec otarciom i wżeraniu się soli z potu w skórę. Bielizna bawełniana odpada, to materiał dobry na spacer w ładną pogodę, ale nie na maraton. Trzeba grzebnąć w internecie, na stronach firm produkujących bieliznę specjalistyczną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".