środa, 21 listopada 2012

120 tysięcy nadwyżki

8 km

120 tysięcy złotych nadwyżki wypracuje w tym roku OSiR i odprowadzi na konto gminy. Spory dochód. A mimo to dyrektor OSiR żałuje paru złotych, by zapalić na dłużej światło na bieżni, by zapalić je też w sobotę i niedzielę. Głupota? Złośliwość? Brak rozeznania rzeczywistych potrzeb? Obstawiam, że wszystko naraz. Z dominującą nutką złośliwości.
Informację o stanie finansów OSiR usłyszałem dziś na posiedzeniu komisji Rady Miejskiej. Myślałem, że czegoś nie zrozumiałem. Okazuje się, że zrozumiałem dobrze. OSiR ma 120 tys. zł nadwyżki przychodów nad kosztami, całą nadwyżkę odda do budżetu gminy. Co by się stało, gdyby ta nadwyżka była o tysiąc złotych mniejsza, a te pieniądze poszły na światełko na bieżni? Nic by się nie stało, do budżetu by trafiło 119 tysięcy, też sporo. Ale Ojciec Dyrektor nie miałby satysfakcji, że zagrał na nosie pedałom w rajtuzach i babom z kijkami. Lekką ręką za to wyda 10 tysięcy na tratwę ratunkową na jeden z jachtów zakupionych dwa lata temu za gminne pieniądze. Bo Ojciec Dyrektor kocha żeglarstwo.
Ręce mogą opaść z bezsilności. Zawsze mnie opada niemoc, kiedy mam do czynienia z podobnym gościem. Ale tym razem się przemogę, na przekór niechęci - zrobię swoje. Jutro jestem u Banacha. Wkrótce do OSiR-u spłynie komenda: świecić dłużej, o trudnościach nie meldować, wykonać!


Znowu mnie obgryza jakiś mikrob. Mimo wszystko poszedłem na bieżnię, osiem kilometrów przebiegłem w tempie 5.00-5.10 na kilometr. 
Sympatyczny akcent pod koniec. Kiedy zaczynałem przedostatnie kółko, na bieżnię wyprysnął jakiś łepek, jak się potem okazało, czteroletni. Wyleciał przede mnie z ambitnym zamiarem przegonienia mnie i pokazania, kto tu rządzi. Biegł dwa metry przede mną, co chwila zerkając, gdzie jestem. Nie wypadało gościa wyprzedzić, drobiłem więc w miejscu. Po stu metrach zaczęliśmy ze sobą gadać, jeszcze bardziej zwolnił, ale z zamiaru wygrania nie rezygnował. Skrytykował, że jestem w rajtuzach, a on ma taki fajny dres do biegania. Przyznałem, że dres jest duuużo lepszy. Tak gaworząc przetruchtaliśmy kolejne dwieście metrów, a na sto przed końcem okrążenia mały zebrał się w sobie i ruszył do przodu. Jak nietrudno zgadnąć, wygrał wyścig, bardzo z siebie zadowolony. Na pożegnanie przybił mi piątkę i obiecał, że jeszcze przyjdzie się pościgać. Mocny gość!

Zaraz gorąca herbata, garść aspiryny i do woza, wygrzać się. Za tydzień muszę być zdrowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".