czwartek, 8 marca 2012

Pan se tu śmigasz...

12 km, stadion

Przez najbliższy tydzień nie myję prawicy. Dziś uścisnął ją osobiście Ojciec Dyrektor!
Kiedy schodziłem po treningu, spotkaliśmy się w bramie stadionu. OD się uśmiechnął szeroko i rzekł kordialnie: "Noo, chyba zacznę pana podziwiać" - i podał rękę. "-Nie ma co podziwiać, dyrektorze - odpowiadam. -Wystarczy się przyłączyć, pobiegać". "-Ech, nie każdy tak może!" - odrzekł na to OD tonem lekko smutnym. Miało to znaczyć mniej więcej: pan se tu hasasz po moich włościach, a ja pracuję na rzecz społeczeństwa... Dorzucił jeszcze coś o szkodliwości sportu uprawianego w nadmiarze, powiedział, że Gapiński źle skończy (zwyrodnienie stawów mu wróży, a skona na koklusz), pochylił się nad losem  Smolarka, po czym odpłynął w swoją stronę, pracować na rzecz społeczeństwa.

Trening jak złoto. Pogoda wprawdzie średnia, bo zima pierdnęła resztkami śniegu i na bieżni ślisko, ale czarny był asfalt wokół. Najpierw pięć kółek po bieżni, dla rozgrzewki, potem 20 razy po 500 m po asfalcie. Dawno mi się tak dobrze nie biegało: szybko, ale lekko, równym tempem. Czasu nie mierzyłem, a szkoda.

Koleżanka małżonka sfinansowała prezent na moją '50. Nowiutkie brooksy, jak zaprojektowane dla mnie. Kiedy je założyłem i spróbowałem potruchtać, nie przymierzałem już żadnych innych. Niech tylko stopnieje dzisiejszy śnieg, wypróbuję je w terenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".